Puglia, południe Italii, obcas włoskiego buta.
Mezzogiorno, czyli południowa, mniej rozwinięta i zarazem bardziej autentyczna część Włoch w czystej postaci.
W tym roku zawiodło mnie na południe Italii dwa razy. Odwiedziłam Kalabrię – opowieść jeszcze czeka na publikację oraz Apulię. Dwa regiony na samym końcu włoskiego buta.
PUGLIA
Apulia { po włosku region nazywa się Puglia, po polsku – Apulia } to kraj tysięcy gai oliwnych, kilometrów winnic szczepu Primitivo, średniowiecznych { lub starszych } miast i nieprzebranych wszelkiego sortu plaż – tych ciągnących się kilometrami, tych maleńkich w zatokach, i tych, których nie ma – stromych klifowych urwisk, z których można podziwiać fale rozbijające się o skały.
Naprawdę trudno ustawić te charakterystyczne, immanentne „składniki” Puglii we właściwej kolejności : wszystkie wydają się jednakowo ważne…
Puglia to kraj bardzo południowy, skromny, żeby nie powiedzieć ubogi, z wyrazistym odczuciem prowincji. To kraj skromnych ludzi, przyjaznych, wyluzowanych, i wbrew pozorom pracowitych. Ludzi spotkaliśmy cudownych… o nich za chwilę.
Czas płynie tu wolniej, a życie jest prawdziwsze.
WYBRZEŻE i MIASTA
Zaczynając od najprostszego : wybrzeże.
Cała masa plaż, kilometry i kilometry. Rozległe piaszczyste, szerokie i wąskie, małe w zatoczkach, klifowe urwiska, plaże w jaskiniach i plaże w grotach… każdy chyba wariant. Co ciekawe wiele, bardzo wiele plaż jest piaszczystych – nawet te w objęciach skał, w zatoczkach, na ogół na samej plaży mają piasek. Nie oznacza to, że nie warto zabierać butów do wody – warto! woda jest piękna, przejrzysta i ciepła, w wielu miejscach w morzu są jednak kamienie i ostre skały. Zatem buty – jak najbardziej warto.
Dla uwielbiających wybrzeże i plaże – to wymarzone, cudowne miejsce.
Miasta… tu już jest trudniej. Można byłoby napisać mnóstwo słów…
Miasta, poza tymi prominentnymi, znanymi z przewodników, jak Bari, Monopoli i Polignano a Mare – pięknymi zresztą – miasta tutaj są niezwykłe. Absolutnie fantastycznie Lecce. Mniej znane, bez dostępu do morza : Manduria, Oria, Ostuni…Ciche, najczęściej białe, prowincjonalne i dostojne zarazem, totalnie nieturystyczne, żyjące życiem swych mieszkańców, stare… stare oznacza w Apulii sięgające 5 wieku !
Miasta, w których napotykamy mury sprzed 1500 lat, zamki i baszty, przepiękne romańskie i barokowe kościoły, bramy miejskie i brukowane ulice, ślady obecności rzymskiej, ale też greckiej…
Apulia to jeden z tych regionów, które były przejmowane przemiennie przez Greków i Rzymian, tudzież inne nacje… jeden z regionów, które budowały swoją kulturę na miksie wpływów. Tutaj w Apulii w niektórych miastach wykształcił się odrębny język, będący mieszanką greki i języka romańskiego… To oczywiście historia, pamiętajmy jednak że Włochy, dziś tak oczywisty kraj, istnieją dopiero od 1870 roku, wcześniej były tu osobne księstwa-państwa, księstwa-miasta…
W Apulii, jak w całej Italii, ślady historii widać niemal na każdym kroku, ocieramy się o nie i stajemy z nimi twarzą w twarz… to jedno z pięknych doznań podróżowania w Italii.
Miasta Apulii… prawdziwe i z historią, dostojne i prowincjonale…
Za dwie kawy płacimy 1,60, a za espresso i cappuccino 2 Euro. Za pierwszym razem byłam pewna, że kelnerka się pomyliła…
Bari – największe z apulijskich miast to opowieść sama w sobie.
Z przepięknym starym miastem na wysuniętym w morze cyplu, dawna część miasta otoczona jest z trzech stron wodą. Wąskie uliczki, niezliczone kościoły, cudowne obrazki za każdym rogiem. W Bari znajduje się – pośród innych – kościół pod wezwaniem Świętego Mikołaja, w którym można odwiedzić nagrobek królowej Bony – i pochylić się z wdzięczności, za wszystkie dobra kulinarne, jakie sprowadziła do naszego kraju { bez Bony nie jedlibyśmy w Polsce większości warzyw… to znaczy teraz pewnie już byśmy jedli, ale wtedy, na początku XVI – nie }.
W Bari spotykamy też niezwykłą tradycję wyrabiania makaronu na ulicach. Jakkolwiek dziwnie to brzmi: na specjalnie do tego celu zbudowanych stołach-stolnicach gospodynie wyrabiają ręcznie makaron… Przed wszystkim okrągłe orecchiette, klasyczny apulijski makaron w kształcie uszek { stąd nazwa }, ale również fricelli, o podłużnych lekko skręconych cząstkach. Świeży makaron kupujemy tu bezpośrednio na ulicy a smak… nie do podrobienia!
Przechodząc „makaronowymi” uliczkami mam nieodparte wrażenie, że poza samą 'produkcją’ chodzi tu o coś innego: życie społeczne. całe rodziny uczestniczą w tym zajęciu, a życie wychodzi z domu na ulicę, ku integracji z sąsiadami.
WINNICE I GAJE OLIWNE
Winogrona, winnice i wino… nie sposób tutaj oderwać się od winogron i wina, czyli konkretnie Primitivo. Szczep winogron uprawiany tutaj powszechnie, z którego wytwarzane jest wino… wspaniałe! Primitivo di Manduria. Wino ma głęboki, doskonały smak i mnóstwo aromatów: dojrzałych owoców, wiśny, czasem malin, czasem też wyczuwa się ślad innych sródziemnomorskich roślin: lukrecji, papryki, ziół…
Gaje oliwne
Drzewa oliwne rosną w Puglii dosłownie wszędzie: w gajach, w ogródkach, na miejscu trawnika i w parkach, na nieużytkach, przy drogach, nawet na lotniskach! Uwielbiam drzewka oliwne i wypatruję ich przy każdej wyprawie na południe. Nigdzie nie spotkałam ich w takiej ilości, skali i różnorodności jak tutaj. W Puglii jest ponad 60 milionów drzew oliwnych, z czego 5 milionów to prastare, pamiętające czasy upraw antycznych. To jedyne takie miejsce we Włoszech, a te stare i prastare drzewa nadal owocują…
Przy okazji wizyty w gaju oliwnym zaprzyjaźnionej rodzinnej firmy wytwarzającej wino i oliwę, Agricola Erario dowiedziałam się niezwykłych rzeczy o oliwie…
Niegdyś oliwki zbierano dojrzałe, dopiero kiedy zaczęły się marszczyć na drzewach i spadać… Obecnie powszechne jest zbieranie oliwek niedojrzałych, twardych jak skała, niezjadliwych… Próbowaliście kiedyś zjeść oliwkę prosto z drzewa? Okropna, prawda? Ale, ale… jeśli poczekać, aż oliwka dojrzeje do końca, kiedy zacznie się marszczyć, a na jej powierzchni pojawi się delikatny połysk, zrobi się lekko miękka i na podmarszczonej skórce pojawi się kropla oliwy ( tak! ) – wtedy można taką oliwkę zdjąć z drzewa i zjeść! Próbowałam – smakuje niezwykle, trochę podobnie do suszonych oliwek, które są w sprzedaży, jest pełna smaku, niemal słodka…
Z Apulijskich oliwek oczywiście powstaje oliwa… Przepyszna, intensywna w smaku, z nutami ziół, a czasem pepperoncino; aromatyczna, o przepięknym zielono-żółtym kolorze… W moim przekonaniu – najlepsza… Najlepsza oliwa, jakiej miałam okazję spróbować i którą z radością używam dziś na co dzień.
Więcej o apulijskich gajach oliwnych i oliwie >> i mnóstwo, naprawdę mnóstwo zdjęć >> znajdziecie w poście TRAVEL NOTES . . . PUGLIA : gaje oliwne i cudowna oliwa
Więcej o apuljskiej oliwie, i gdzie ją kupić w Polsce { a nie jest to łatwe } przeczytacie TU.
JEDZENIE
Co jadamy w kraju otoczonym z każdej strony morzem, pełnym winnic, gai oliwnych, spokojnych ludzi…
Seafood
Jest morze, jest seafood…
W Italii jada się dużo owoców morza, i mam wrażenie, że im dalej na południe – tym więcej i tym lepsze…
W Apulii spotkałam seafood w przepysznych wydaniach, w restauracjach z białymi obrusami oraz w niepozornych nadmorskich barach…
W Torre Coliemena, w bezpretensjonalnym barze restauracyjnym prowadzonym przez rybaków jedzenie jest rewelacyjne : proste, najświeższe, przepyszne…
Cudowne jest też to, że można wybrać dokładnie te ryby i morskie pyszności, które znajdą się na półmisku.
Bar zupełnie nie zachęca – wygląd kompletnie nie zapowiada klasy serwowanych pyszności, spójrzcie na zdjęcia.
Jakość serwowanego jedzenia potwierdza ciekawe zjawisko: sklep rybny i bar restauracyjny działa w ten sposób, że rano rybacy wypływają na połów, po południu dorobek trafia do sklepiku na brzegu morza, i zaprasza klientów. Od 17:30 na wyludnionym wcześniej cyplu maleńkiej miejscowości pojawiają sie kolejne samochody, im później – tym więcej. Pierwsi goście zajeżdżają do sklepiku i wychodzą z zakupami, a im późnej i bliżej włoskiej pory kolacyjnej { która przypada od 19:30 } tym więcej gości udaje się do restauracyjnego baru obok sklepiku, aby na miejscu oddać się przyjemności…
My dotarliśmy tu po raz pierwszy o godzinie niemal 22 i nie miałam wielkiej nadziei na zjedzenie czegokolwiek, nie mówiąc o świeżości i jakości… ale to przecież Italia! Nie było najmniejszego problemu z porą, a jedzenie było absolutnie przepyszne. Zanim przeszliśmy do grillowanych najróżniejszej maści seafoodów i ryb, podano nam antipasti nadmorskie : półmisek wypełniony po brzegi klopsikami z sardelli { polpette di acciughe }, smażonymi drobnymi rybkami, marynowaną ośmiornicą { och, jaka pyszna! }, małżami i oliwkami… właściwie cała Apulia na talerzu!
Z ciekawostek, w Puglii część owoców morza jada się również na surowo, jakkolwiek dziwnie to brzmi. W tej postaci, nazywanej 'crudité’, serwowane są jeżowce (ricci), mule (vongole), sepie (seppie) i ośmiornice.
Sery
Jak w wielu niezbyt mocno zurbanizowanych miejscach, w Puglii jest sporo hodowli zwierząt: krów, kóz i owiec, tutaj zazwyczaj małych i rodzinnych. Gospodarstwa te zazwyczaj wytwarzają sery z mleka własnych zwierząt, niejednokrotnie bardzo zacne i pyszne, według tradycyjnych metod, tutaj nazywanych rzemieślniczymi { gospodarstwa o ile spełnią rygorystyczne normy, otrzymują certyfikat rzemieślniczej produkcji}.
Trafiliśmy do jednej takiej firmy, o tyle nietypowej, że założonej i prowadzonej przez młodą kobietę i jej rodzinę. Żyją tutaj szczęśliwe krowy, które pasą się całymi dniami na trawie w gaju oliwnym (!), owce i kozy. Z mleka tych szczęśliwych zwierząt Stella wytwarza metodą rzemieślniczą przepyszne sery : ricottę, najlepszą mozzarellę ever, scamozę… z twardych serów owczy pecorino nie ma sobie równych… pokochałam go lata temu, kiedy kawałek przywiózł mi zaprzyjaźniony importer, cacioricotta i caciocavallo podolico, również chroniony znakiem DOP.
Mozzarella tutaj to duma regionu, wytwarzana we wszystkich bodaj odmianach : straciatella { ! }, di buffala { tak, żyją tu bawoły }, burrata… kuleczki 'zwykłej’ mozzarelli są przepyszne – mój mąż twierdzi, że najlepsze jakie jadł…
Więcej o apulijskich serach wkrótce – wrażeń i pyszności jest tyle, że warte są osobnego tekstu.
Warzywa
Apulia, prócz oliwy, obecnej niemal we wszystkich daniach, ma też do zaoferowania mnóstwo innych plonów : warzywa! Świeże pomidory, karczochy, fava czyli bób (!), rukola, kalafior, bakłażan, cebulki, niezwykła cykoria szparagowa puntarelle, cime di rapa czyli rzepa brokułowa…
Co najmniej kilka warzyw – ma gorzkawy smak, co nadaje apulijskim potrawom wyjątkowy charakter i posmak.
Obok postaci świeżej, absolutnie olśniewające są tu przetwory warzywne. Świeże, czasem marynowane, czasem suszone warzywa, pochodzące z lokalnych upraw, zachowane w zalewie oliwnej… W całości, w kawałkach albo w postaci przepysznych past.
Trafiliśmy do jednej z małych rodzinnych firm, zajmujących się wytwarzaniem takich pyszności od lat sześćdziesiątych. Oliwki (oczywiście), suszone pomidory, karczochy, bakłażany, a także papryczki { również nadziewane tuńczykiem }, grzyby, puntarelle, cebulki lampascioni { bulwy szafirka miękkolistnego, bardzo odżywcze i lekko gorzkawe }. Absolutne wspaniałości, gotowe anipasti i przekąski na każdą okazję.
Warzywa w kawałkach serwuje się dla potrzeb antipasti, czyli przekąskowych, w postaci „jak są”, czyli w tychże kawałkach. Pasty najchętniej podaje się na małych chrupiących grzankach, mini frisellach.
Pieczywo
Friselle to niezwykłe bułki, choć bliżej im do sucharków: w zasadzie suche, jęczmienno-pszeniczne albo pszeniczne bułki, z dodatkiem pszenicy durum, pieczone dwa razy { pierwsze pieczenie standardowe, następnie bułki są przekrajane na pół i pieczone ponownie }. Suche, więc nie czerstwiejące nigdy, zawsze pod ręką, zawsze dostępne. Historycznie był to ważny aspekt, ale ich popularność trwa do dzisiaj. W poszukiwaniu zdrowszych rozwiązań, dziś Włosi nauczyli się robić również pełnoziarniste!
Friselle pozwalają stworzyć najszybsza chyba przekąskę albo kolację świata : wystarczy lekko skropić wodą, natrzeć pysznym pomidorem i czosnkiem, oprószyć solą i oregano, skropić obficie oliwą… Można oczywiście dodać dowolne cymesy według upodobań. Niemniej już w wersji podstawowej smakują genialnie!
Mówiąc o pieczywie, w Apulii piecze się ponad 100 gatunków pieczywa uważanego za tutejsze i miejscowe. Raczej więc pomiędzy mity możemy włożyć ten o wyjątkowości i niepowtarzalności polskiego chleba { nie wiem, skąd się wziął ten mit : podróżując w najprzeróżniejszych miejscach trafiam na pyszne pieczywo… }
Tarallini
Mówiąc o przysmakach z Apulii nie sposób nie wspomnieć o małych krakersach czy paluszkach – taralli i tarallini. Chodzi o małe kółeczka, jakby grube paluszki zwinięte kółko. to przepyszna regionalna przekąska czy snack. w dużych miastach takich jak Lecce można spotkać małe sklepiki w których te przysmaki są pieczone na miejscu i sprzedawane w dosłownie dziesiątkach albo setkach wariantów smakowych, słonych i słodkich. Są przepyszne: chrupiące, delikatne, rozpływające się w ustach pełne pełne pełne smaku…
Na najpyszniejsze tarallini trafiliśmy właśnie w takim sklepiku w Lecce. To niezwykłe miasto, które wymagałoby pewnie 3 dni żeby przejść całe i zajrzeć w różne zakamarki. My mieliśmy w Lecce tylko fragment popołudnia, więc zrobiliśmy sobie spacer zapoznawczy z miastem… i zupełnie przypadkiem trafiliśmy do La Casa da Tarallino.
Do posiłków { i pomiędzy nimi } popijamy więc cięższe, cudowne Primitivo do Manduria, oraz lżejsze, świeże 'bianco’ z winogron szczepu Malvasia, pełne aromatów kwiatowych, owocowych: brzoskwiń i moreli, a także migdałów…
LUDZIE
Na koniec o ludziach, których spotkaliśmy…
Otwarci i pomocni. Mam ogólnie wrażenie, że im bardziej na Południe, tym ludzie bardziej otwarci i przyjaźni, i Apulia to potwierdza. Tutejsi Włosi są pomocni, towarzyscy, cenią więzi rodzinne i poczucie wspólnoty.
Komunikowanie nie zawsze było łatwe. Mieszkańcy w większości nie mówią po angielsku, a my po włosku bardziej rozumiemy podstawowe słowa, niż mówimy… przy dobrych chęciach, pomocy internetu i nieskrępowanym mieszaniu języków udawało nam się porozumieć.
Jechaliśmy autostopem jak za studenckich czasów – w okolicy, gdzie przejeżdża dosłownie kilka samochodów na godzinę – podwiezieni przez uroczą Włoszkę autem z furą mokrego prania, poznając opowieści rodzinne, łącznie z postacią wuja pochodzenia polskiego który mieszka we Frankfurcie a „nasza Włoszka” wysyła mu systematycznie apuljską oliwę w prezencie.
Spotkaliśmy przemiłego kierowcę autobusu, który – wobec braku rozkładu jazdy, tak powszechnego w tej okolicy, wpisał mi w telefonie wszystkie godziny odjazdów z bezludnego nadmorza do miasta i z powrotem.
W niewielkim miasteczku Manduria trafiliśmy do cudnego miejsca i spotkaliśmy przemiłych ludzi, bardzo prawdziwych. Włoskie cafe to na ogół bardziej bar niż kawiarnia, i tu nie jest inaczej . Cafe 'retro pełne fantastycznych fotografii, starych aparatów, płyt analogowych i muzyki…
Właściciele okazali się cudownymi ludźmi, wracaliśmy do nich każdego dnia. Dzięki nim zobaczyliśmy współczesne mieszkanie powstałe na bazie średniowiecznego budynku, z piwnicami i suterena, niziutkimi drzwiami i niezwykłym układem pomieszczeń… Spróbowaliśmy najpyszniejszych win domowych 'wino da casa’, między innymi bianco przy których moje ulubione prosecco przegrywa. Na Cafe Retro mój mąż zawiesił tabliczkę „Żyj Kolorowo” { o tabliczkach przeczytacie TUTAJ } i zyskaliśmy nowych przyjaciół.
* * *
Apulia to nie jest ani najbardziej reprezentatywny, ani okazały zakątek Włoch. Nie polecam na pierwszą wizytę w Italii, natomiast dla stałych bywalców i poszukiwaczy prawdziwego oblicza – to właściwe miejsce! Miejscami przypomina raj z folderów reklamowych – białe skały, turkusowa woda i bezchmurne niebo… znacznie bardziej jednak to niezwykle prawdziwa kraina, z dużą porcją prowincjonalności, a przede wszystkim prawdziwości i autentyzmu, w których można się zakochać!
* * *
Oczekujcie kolejnych postów z Apulii : wspomnień, myśli i obrazków czeka mnóstwo…
Dajcie znać w komentarzach który wątek rozwinąć najpierw, co Was najbardziej zaciekawiło…
apulijskie obrazki
W Apulii byliśmy na zaproszenie naszego znajomego Tomka i jego firmy Topol, a wyprawa okazała się niezwykłym i cudownym doświadczeniem – dziękujemy! Tomek mieszkał w Puglii przez całe lata, a teraz zajmuje się sprowadzaniem wspaniałych apulijskich produktów lokalnych. W Polsce produkty są dostępne przez grupę facebookową Smak Italii { zajrzyjcie, jeśli zaciekawiły Was apulijskie pyszności }.
[…] do zajrzenia do zapisków TRAVEL NOTES . . . PUGLIA, tam również poczytacie o innych niz oliwne cudownościach […]
[…] tego sera przygotują biały sos do makaronu orecchiette, tradycyjnie ręcznie wyrabianego w Bari { TUTAJ możeczie poczytać i zobaczyć makaron robiny przez gospodynie na ulicach! }. Jeśli szukamy […]
Gaje oliwne i fale rozbijające sie o klify, kiedy wrócimy do Europy na pewno się wybierzemy! Pozdrawiam!
Uwielbiam Puglie, jest wyjatkowa i inna niz pozostale wloskie rejony. Przepiekne zdjecia!
Uwielbiam takie klifowe krajobrazy – cudowne widoki!
co mogę powiedzieć, zazwyczaj nie przepadam za wpisami gdzie sa dziesiątki zdjeć, ale te Twoje są niezwykłe. Jak wszystkie które robisz 🙂 Czy na Insta czy tutaj
dziękuję bardzo za miłe słowa 🙂 pozdrawiam ciepło!
Te kolory zachęcają do przyjazdu.
Matko jak dużo pięknych zdjęć, aż nie można oczu odrwać
Przepiękne zdjęcia.Artykul bardzo wciągający.Moge tylko pozazdrościć.Przeszłość wymieszana z terazniejszością.taka jest Italia.
będą kolejne opowieści, zapraszam do obserwowania bloga 🙂
Chętnie znów bym się tam wybrała, po nową dawkę wrażeń i wspomnień. 🙂
Najdalej na południe Włoch byłam w Neapolu. Spodobał mi się południowy chaos i zostawił niedosyt. 🙂
Piękna fotorelacja, od razu przywołała moje wspomnienia i odczucia, chętnie znów bym zawitała w te wszystkie miejsca. 🙂
dziękuję! może czas wybrać się ponownie?
Chciałam podkreślić, że uwielbiam takie autentyczne, nie zadeptane miejsca, w których czuje się naturalny rytm codzienności. Cieszenie się chwilą w takiej atmosferze jest prawdziwą rozkoszą dla wszystkich zmysłów. 🙂
Niezwykła fotorelacja. Opis cudny, a zdjęcia magiczne. Jakże chętnie bym tam zagościła I spędziła czas móc rozkoszować się tym wszystko, co dookoła. Pięknie, po prostu pięknie. 🙂
dziękuję za tak miłe słowa. zdecydowanie warto doświadczyć samemu 🙂