Smakoterapia… przewrotny tytuł bloga i książki Iwony Zasuwy. czy chodzi o smak? i dlaczego terapia?
Iwona Zasuwa, autorka bloga i książki pod tym samym tytułem, jak sama często opowiada, przebyła długą drogę od „niewolnika smaku” czyli miłośniczki pysznego jedzenia o cudownym smaku, do pragmatycznej żywicielki, tworzącej kuchnię, w której jedzenie przede wszystkim SŁUŻY, a także SMAKUJE. Kolejność tu jest bardzo ważna i nieprzypadkowa: posiłki i przekąski według Iwony mają wpływać dobroczynnie lub wręcz zdrowotnie na organizm, a także smakować. Czyli najpierw wybieramy to co dla nas dobre, a dalej te składniki komponujemy, dodajemy ulubione czy fascynujące smaki. Tym samym rzeczy, które kuszą pysznym smakiem, ale nie są dobre dla naszego ciała omijamy { no, chyba że czasem zrobimy wyjątek }.
moje początki
Iwonę poznałam kilka lat temu, w zasadzie przypadkowo, na drodze nowych doświadczeń i eksperymentowania w kuchni. Wtedy jeszcze nie znałam jej bloga i NIGDY wcześniej tam nie zaglądałam. Nie byłam też mocno zdeklarowana w stronę zdrowego odżywiania. Oczywiście, unikałam mocno przetworzonej żywności i wprowadzałam już 'lżejszą’ kuchnię w domu. Starałam się unikać pszenicy i stałam na początku drogi ku mniejszej ilości mięsa w naszym jadłospisie. Typowe współczesne wielkomiejskie podejście do odżywiania. Plus kult smaku. { Smaki uwielbiam do dzisiaj i nie wyzwoliłam się z niewolnictwa smaku }. Na takim etapie rozwoju mojej kuchni spotkałam Iwonę.
Nie było łatwo. Jestem dość sceptyczna i mało naiwna, i trzeba użyć rzetelnych argumentów, aby przekonać mnie do nowych, nieoczywistych prawd. Iwona pokazała mi nowe aspekty i zmieniła moje spojrzenie na wiele spraw.
Najbardziej jestem wdzięczna za podejście indywidualistyczne { tak to sobie nazwałam }. To kupiłam od razu – bo jak się nie zgodzić? My, ludzie, różnimy się między sobą i różną się nasze organizmy, a także ich potrzeby. Posiłek, który jest dobry dla jednej osoby, niekoniecznie będzie wskazany dla innej. Ważne, aby słuchać własnego organizmu, umieć rozpoznać, co nam służy bardziej, a co niekoniecznie. Szczerze powiem : uwielbiam to indywidualne podejście. Nie jest łatwe do wprowadzenia w domu i niesie z sobą bagaż trudu. Ale bardzo wynagradza!
Oczywiście, są składniki i produkty, których wszyscy powinniśmy unikać: cukier biały, wysoko przetworzona żywność, substancje chemiczne odkładające się w narządach, współczesna pszenica… Poza tym jednak warto dostosować dietę do indywidualnych potrzeb naszych indywidualnych organizmów.
gotowanie z Iwoną
Bardzo lubię kulinarne spotkania z Iwoną. Są pełne energii, radości, spontaniczności… Zawsze zdarza się coś nieprzewidzianego, a powietrze przepełnione jest – poza cudnymi aromatami przypraw i dobrymi wibracjami – niezwykłym optymizmem, nieuchwytnym, a przenikającym entuzjazmem… To nie jest hurra-optymizm, co góry pomaga przenosić. To bardziej wewnętrzne, głębsze doznanie energii i ciepła, zaufania i głębokiego przekonania, może nawet pewności… Jestem przekonana, że to charyzma Iwony sprawia, że te spotkania są tak niezwykłe.
Oczywiście gotujemy niezwykłe potrawy Smakoterapii, pomysły Iwony, choć nie tylko.
Cudownie wspominam każde gotowanie z Iwoną. Te najbardziej kameralne i prywatne są oczywiście najmilsze…
Na pierwszych warsztatach wydarzyło się dla mnie wszystko : otworzenie głowy, mnóstwo wiedzy, naleśniki gryczane… To był najpierwszy i najsilniejszy chyba odcisk Iwony na mojej kuchni domowej. Naleśniki gryczane robię do dziś, i mam nawet swoją ich wariację { różową!, specjalnie dla córki, nadal 100% naturalną } . Przepisy są na blogu, czyli TU i TU.
Na kolejnym spotkaniu pokochałam surowego buraka! Ja, która buraków nie cierpię w sposób stały, zdeklarowany i niereformowalny. Ale sałatka z surowego buraka z truskawkami, przyprawiona przez Iw, była niesamowita. Więc tak, polubiłam buraki. O ile są pysznie zrobione! { niewolnica smaku, nadal, prawda? }
Niedawne spotkanie też było niezwykłe – bo okazja niezwykła… Wydanie książki na którą wiele lat czekaliśmy. Achy i ochy, cudowności…
Kulinarnie również niezwykle: burgery z buraka { tak, znowu burak! }, które już wcześniej próbowałam i były bleeee, teraz okazały się pyszne >> zdjęcia w galerii poniżej.
Bardzo ciekawa zupa dyniowa { inna niż mój blogowy przepis }, bez ziemniaka ale z marchewką i pietruszką.
No i 'sery’ z orzechów…. tak! Te skradły serca i podniebienia chyba wszystkich uczestników. Wiedzieliście, że można zrobić twarożek z migdałów? Jest pyszny! Genialny z duża ilością pieprzu i czosnku. A po dodaniu ogórka i koperku wyjdzie dip lepszy niż tzatziki! A to jeszcze nie wszystko : z nerkowców powstaje cudowny krem, z powodzeniem zastępujący mascarpone, chyba nawet smaczniejszy…
Zajrzyjcie do książki ’Smakoterapia’, tam znajdziecie przepisy na te cuda.
U nas wchodzą na stałe do menu { nie nazywam tych pyszności serkami, nie mam potrzeby stosować zamienników, nadal jemy nabiał… ale są tak pyszne, a przy tym odżywcze i zdrowe, że z wielką ochotą je będę przygotowywać. }
Każde gotowanie i warsztaty z Iwoną kończą się chwilą przy stole, ze wszystkimi pysznościami przygotowanymi w trakcie, z próbowaniem, komentowaniem, rozmowami… o jedzeniu, o zdrowiu, o życiu… cudowne chwile!
ona… Iwona!
Nie mogę się powstrzymać przed napisaniem paru słów o samej autorce. Jest niesamowita. Niezwykła, hiper-energetyczna osoba o wielu talentach. Otwarta, z wielką empatią dla świata i ludzi, z ogromną wiedzą… to co naprawdę uwielbiam w Iwonie – to jej otwartość, ciągłe poznawanie i zgłębiane tematów. I jej szacunek dla indywidualizmu, dla znajdowania własnej drogi, dla wyborów innych osób, nawet jeśli są zupełnie odmienne…
To indywidualne podejście, mam wrażenie, przenika całą ją. Iwona nie poucza i nie „nawraca”; nie mędrkuje (jak sama to określa). Pokazuje nam swoją drogę, do czego doszła, co wypracowała. Dzieli się doświadczeniami, z których możemy skorzystać lub nie. Wziąć to, co dobre dla nas.
Smakoterapia . książka Iwony…
Książka Iwony jest jak ona sama. Ładna, bezpretensjonalna, pozbawiona nadmiernego blichtru i wyniosłości.
Poręczny format, mnóstwo { ponad 140! } przepisów i mnóstwo stron. Autorskie, niewymuskane zdjęcia potraw { faktycznie ze stołu! } zrobione przez autorkę i kilka stylowych portretów autorstwa Doroty Zyguły-Siemieńskiej. Prosty czytelny układ, matowy papier.
No i treść…
Smakoterapię czyta się trochę tak, jakby się rozmawiało z Iwoną. Mimo powagi książkowej formy udało się zachować charakterystyczny, swobodny język, jej własne określenia { takie jak śliczność soli himalajskiej }.
W książce { pierwszej, i zapewne nie ostatniej 🙂 } znajdziecie zestaw podstawowych przepisów. Podstawowych w znaczeniu zaspokojenia potrzeb: czyli przepisy śniadaniowe { chleby, mleka, budynie, jogurty, sery… granole, owsianki, jaglanki }, obiadowe { zupy, dania, placki, racuchy, pizze i makarony… tak, tak! }, przekąski czy dodatki { sosy, pasty, pesto, surówki i sałatki }.
Co jakiś czas, a czasem na początku przepisu natkniecie się na anegdotkę : są cudowne! Iw cudownie opowiada…
Na końcu znajdziecie przydatne informacje jak pozyskać prawdziwie jedzenie w wielkim mieście { bezcenne! } i informacje o warsztatach Iw.
Żeby nie było tak słodko powiem czego mi w książce brakuje: indeksu dań, alfabetycznego i po składnikach { nie ma żadnego } oraz zakładki. Jestem freakiem praktyczności i uwielbiam gadżety –
Co jeszcze?
Przeczytajcie wstęp, czyli 'Zamiast wstępu’. Wszystko Wam powie. Po wstępie już będziecie wiedzieć, czy to dla Was. Ja uważam, że dla każdego. 🙂
fotografie wykonane między innymi w Cook Story by Samsung
fotografia wspólne Iwony ze mną (c) Wojtek Mann, dziękuję za użyczenie.
Brzmi zachęcająco, chyba się rozejrzę w księgarniach