mozzarella to chyba najbardziej znany, najbardziej lubiany włoski ser. wszyscy ją lubimy, zjadamy choćby w pizzy i caprese. ale zrobić mozzarellę samodzielnie, u podnóża przepięknych gór… to zupełnie inne doświadczenie!
podróżując uwielbiam poznawać lokalne smaki, zwyczaje kulinarne, regionalne drobiazgi… uwielbiam odkrywać specyfikę miejsc, a czasem – ich zupełnie inne, nieznane oblicza. tak właśnie było z Tyrolem Południowym.
przyznam się Wam, że odkąd wiele lat temu zaczęliśmy jeździć na narty w Alpy – ten region kojarzył mi się głównie z aktywnością tego rodzaju, zwieńczoną włoskim jedzeniem w pysznym, choć najbardziej oczywistym wydaniu: wspaniała kawa, pyszna pizza… nie miałam pojęcia, że tuż obok ośrodków narciarskich, są niezwykłe miejsca, gdzie życie płynie wolniej i w zgodzie z naturą, gdzie ceni się podstawowe wartości i tradycję { o naszej podróży do Południowego Tyrolu i niezwykłościach regionu tutaj możecie poczytać tutaj }.
jednym z absolutnie niezwykłych doświadczeń w Alto Adige, jak Włosi nazywają ten region, było spotkanie Rossie, jej opowieść o mozzarelli i własnoręczne robienie pysznych serowych kulek z jej fachową pomocą.
miejsce jest niezwykłe: położone u podnóża masywu Plan de Corones, znanego bardziej jako Kronplatz – słynnego i cenionego ośrodka narciarskiego najwyższej klasy. gospodarstwo Rossie położone jest na sąsiednim wzgórzu, a sprzed domu rozciąga się widok właśnie na szczyty masywu. od stacji narciarskiej dzielą nas dwa kilometry, niewiele więcej od pięknego, maleńkiego średniowiecznego miasteczka Brunico.
Rossie jest niezwykła. cudownie sympatyczna, roześmiana i energiczna, zarażająca dobrym humorem i radością życia…
docierając do maleńkiej osady Perca, znajdując gospodarstwo Rossie wśród wzgórz, obserwując przywiązanie do tradycji i wielki wpływ natury na życie ludzi tutaj, spodziewałam się doświadczenia podobnego do spotkania bacy w tatrzańskim szałasie. nic bardziej mylnego. te bardzo mocno osadzone w swojej tradycji, prawdziwie ekologiczne farmy są jednocześnie bardzo nowoczesne.
zostawiamy za plecami Plan de Corones i wchodzimy do tradycyjnego Tyrolskiego domu, z ponad stuletnią, wyłożoną drewnem modrzewiowym jadalnią. jak pięknie! w nowszym budynku obok zaskakuje mnie nowoczesna, czysta, wyposażona w urządzenia… przydomowa fabryczka! jest bardzo czysto, higienicznie i prosto.
Rossie odmierza ogromną ilość mleka… zrobimy całą masę kulek! śmiech… niezupełnie : z 20 litrów mleka będzie 3 kilo sera. najpierw podgrzewamy i stabilizujemy mleko – musi mieć konkretną temperaturę, 35 stopni. dodajemy tajemne składniki: najpierw kwasek cytrynowy, mieszamy, a gdy temperatura jest idealna – podpuszczkę. teraz mieszamy ostatni raz i zostawiamy miksturę w spokoju. dosłownie na naszych oczach mleko się ścina tworząc gładziutą, jednorodną substancję przypomianającą zsiadłe mleko przed roztrzepaniem. albo galaretkę. jest idelanie gładka i jednorodna! specjalnym długim nożem tniemy mleczną 'galaretkę’ na paski i dalej na kwadraty, a potem na maleńkie kwadraciki – w głąb również, tworząc niezliczone mnóstwo maleńkich białych sześcianów… bez mieszania.
oddzielamy serowe kawałki od płynu { to serwatka : nie wyrzucamy jej – można z niej zrobić… ricottę! }. serwatkę wybieramy specjalnym sitkowym naczyniem… w miarę ubywania serwatki kosteczki zmieniają się w grudki o nieregularnych kształtach, a te łączą się w większe kolonie… przekładamy na duże płaskie sito i przelewamy gorącą wodą. zaczynamy ugniatać…
to magiczna i najważniejsza czynność. od niej zależy jakość naszej mozzarelli. ugniatamy delikatnie, ale pewnymi ruchami. oddzielamy porcję masy i ugniatamy, rozciągamy… rozciągamy i ugniatamy… na koniec zawijamy, formując kulkę. to drugi ważny moment – od zwinności naszych dłoni zależy kształt i spójność gotowego sera. cała ta procedura jest łatwa i przyjemna… niezwykłe jest widzieć, jak powstaje ulubiony ser, a jeszcze bardziej niezwykłe – tworzyć go samemu.
gotowe kulki lądują w misce z zimną wodą – tam muszą poleżeć jakieś pół godziny aby się zestalić.
ciekawe jest to, że na żadnym etapie do masy mlecznej nie jest dodawana sól – tak być powinno, tak jest tradycyjnie. niektórzy dodają sól do kąpieli wodnej na końcu – puryści jednak uważają, że tak się nie powinno robić. mozzarella ma być NIE słona, ma być neutralna. solimy dopiero na talerzu.
proporcje składników { na 3 kg sera } :
20 l mleka
350 ml wody
35 g kwasku cytrynowego
5 ml podpuszczki
250 ml wody
dodatkowo woda do przelewania i płukania
u Rossie spędziliśmy kilka przepięknych godzin. cała sytuacja była niezwykła, okoliczności i miejsce cudowne, a mnie poruszyło coś jeszcze. komunikacja. Rossie mówiła wspaniale po włosku { co w Tyrolu Południowym nie jest oczywiste } i po niemiecku. my po włosku potrafiliśmy powiedzieć niewiele, niemieckiego nie znamy w ogóle. mimo to udało nam się porozumieć i rozmawiać, również o trudnych technologicznych sprawach.
jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie porozumienie naszych córek: córka Rossie okazała się być w podobnym wieku jak nasza Kaja. dziewczyny momentalnie się odnalazły, rozmawiając po angielsku i włosku, śmiejąc się i wspaniale bawiąc, tworzyły kolejne serowe kulki… zrobiły ich najwięcej! a my podziwialiśmy tę natychmiastową i spontaniczną wspólnotę…
tutaj w Tyrolu Południowym bardzo ceni się lokalność i własną produkcję, taką prawdziwie własną: z własnego mleka, od własnej krowy, wypasanej na własnym pastwisku, a zimą karmionej sianem z własnej trawy, z własnej łąki. w pierwszej chwili wydało mi się to przesadą, bo co za różnica… ale przecież własne – znaczy znane, znaczy 100% pewności… że niesypane, nienawożone, niepoprawiane…
podobnie kiedyś wydawało mi się, że alpejskie mleko, które pojawia się w reklamach produktów i marek, to tylko chwyt reklamowy. a jednak nie : każdy produkt jest tym, czym i gdzie jego początek. Alpy to największy najczystszy w Europie region. czyste powietrze, nieskażone łąki, czysta świeża trawa… z niezwykłego miejsca, z niezwykłego alpejskiego mleka powstają przepyszne sery. czyste i naturalne od podstaw.
mozzarellę u Rossie może zrobić każdy. jej gościnny dom GönnerHof zapewnia pobyt i lokalne przyjemności. to wspaniałe miejsce na połączenie wyjazdu narciarskiego i slowlife’owego apres-ski, albo też na spędzenie wakacji w pięknym miejscu, pełnym wspaniałych widoków, czystego powietrza, spokoju i niezwykłej, taktownej gościnności… można też omówić się tylko na warsztaty serowe. serdecznie polecam, doświadczenie przednie, cudowna atmosfera.
*
zdjęcia tym razem nie tylko autorskie, również od wojtek mann fotografiia, dziękuję za użyczenie.
Fantastyczna przygoda, nie tylko podziwianie pięknych gór ale i niezwykłe doświadczenie kulinarne. 😉
Piękne miejsce i ciekawe oraz inspirujące doświadczenie :), a ja tak uwielbiam mozzarellę 🙂 i te Alpy 🙂 Magicznie i niezwykle 🙂
Wow, jaka świetna przygoda! 🙂 Mega!
🙂 Uwielbiam mozarellę 🙂 Chętnie bym zobaczyła jak się ją wyrabia. Fajny post i śmieszne zdjęcie na początku 🙂
Cudowne widoki! A co do robienia mozarelli – zazdroszczę możliwości uczestniczenia w procesie 🙂 Udały się Wam te serki!
Ciekawa jestem jak w takim razie wygląda produkcja na większą skalę, ten moment zwijania mozzarelli? Myślę, że to zawsze fajna przygoda, takie dotknięcie tradycji od kuchni. W tym wypadku w przenośni, ale przede wszystkim dosłownie. Bardzo fajna relacja. 🙂
Jak cudownie! Widoki nie z tej ziemi! A serek aż się chce zjeść. Przyznam się, że uwielbiam mozzarellę 🙂
Pozdrawiam
famename.pl
Wow no tylko pozazdrościć takiego wyjazdu ! Naprawdę super 😉